Marzeniem wszystkich inwestorów budujących w latach 70. były basen w ogródku, sauna, obowiązkowy kanał w garażu „do napraw" i warsztacik pana domu „do majsterkowania". Sam dom koniecznie musiał mieć piwnicę (a w niej barek przy kominku) i wysoki parter, aby powierzchnia domu była jak największa (np. niskie piwnice nie były wliczane do powierzchni użytkowej domu podlegającej urzędowym ograniczeniom).
Były ściany, był dach, były okna, były też drzwi.
Dzisiejszy inwestor śledzi w budownictwie trendy światowe. Przejrzał internet, zaprenumerował fachową prasę, zwiedził dziesiątki osiedli w zabudowie szeregowej i wolnostojących, domy i mieszkania znajomych. Podróżuje po świecie. W swoim własnym domu chciałby więc mieć: rekuperator z odzyskiem ciepła, kominek z płaszczem wodnym, pompy ciepła „w ogródku", kolektory i baterie fotowoltaiczne na dachu oraz, naturalnie, ściany z dużymi przeszkleniami. Podobają mu się malownicze domy w Hiszpanii, surowe budownictwo Skandynawii, ale także wille gwiazd w USA.
Jest to jednakże jedynie wyobrażenie współczesnego inwestora o wymarzonym domu. Bo oto przychodzi inwestor do architekta i...
Inwestor zwraca się do architekta z prośbą o wykonanie projektu zwykle gdy ma „trudną " działkę. Na przykład wąską, z trudnym dojazdem, o nieregularnym kształcie. W praktyce, w pracy architekta takie projekty są najliczniejsze. Często teren jest nieuzbrojony (wtedy przykładowo powstaje problem z odprowadzeniem wody deszczowej i ścieków).
Domy w UE zużywają ok. 40% całej wytwarzanej energii. Energooszczędność, źródła odnawialne i świadectwa energetyczne są dziś na ustach wszystkich, mają one wpłynąć na obniżenie zapotrzebowania energetycznego oraz kosztów eksploatacji budynków. Poza tym chcemy budować domy piękne (co dla każdego oznacza coś zupełnie innego), samowystarczalne (stąd kolektory, baterie fotowoltaiczne czy przydomowe oczyszczalnie ścieków), wygodne (kominki, duże przeszklenia, wszechobecna automatyka) i niezmiennie bezpieczne (np. podczas urlopu, gdy dom „zostaje sam" i gdy spokojnie śpimy). Dodatkowo inwestor zwykle pragnie dopasować się do stopnia zamożności lokalnej, nie odróżniać się negatywnie od otoczenia. W zamyśle projekt jego domu wygląda reprezentacyjnie i imponująco.
Projekt domu na wąskiej działce: ściany, okna, drzwi i
dach.
fot. Roto
W praktyce inwestor zderza się z rzeczywistością, która przybiera postać oszacowanego kosztu zaprojektowanego przez architekta budynku oraz obliczeń czasu zwrotu inwestycji. Zaczyna oszczędzać już na etapie projektu domu (konsekwencje tego ponosi dopiero mieszkając i użytkując swój dom). Mocno oszczędza także w całym procesie budowy, mimo to z reguły przekracza zaplanowany budżet. Przeciętni inwestorzy dzisiaj nie planują domów o wielkim metrażu, choć założony metraż trudno pogodzić z ich wyobrażeniem o reprezentacyjności. Pod wpływem głosu zdrowego rozsądku, który pojawia się także na bardzo wczesnym etapie inwestycji, inwestor inaczej definiuje swoje możliwości i priorytety: np. jeśli obok działki biegnie rura z gazem, zrezygnuje z marzenia o samowystarczalności energetycznej. Dodatkowe źródła energii są uzupełnieniem bilansu energetycznego budynku. Ten głos zdrowego rozsądku towarzyszy mu do końca inwestycji.
Od strony formalnej inwestor musi zmierzyć się z mnóstwem niezrozumiałych dla niego formalności. Przy braku miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego musi uzyskać decyzję o warunkach zabudowy, a dalej poddać się wielu urzędniczym procedurom, ciągnącymi się czasami rok i dłużej (m.in. odrolnienie, pozwolenie na budowę, uzgodnienia zjazdu na działkę, zapewnienie zasilania w media placu budowy i podłączeń docelowych, procedury kredytowe). W efekcie niejednokrotnie dochodzi do samowoli budowlanych, później legalizowanych, powstaje nieład przestrzenny i urbanistyczny, podsycany dodatkowo przez inwestorów, którzy chcą się odróżniać od sąsiadów choćby drobnym szczegółem: kolorem dachówki. Jednolitość, dostosowanie do zabudowy sąsiednich działek i umiar nie są, niestety, w cenie. Z punktu widzenia architekta idealnie byłoby, gdyby plany zagospodarowania przestrzennego zawierały jak najwięcej detali odnośnie warunków zabudowy: określały jaki ma być spadek dachu, jaki materiał pokryciowy, kolorystyka itp. Pozwoliłby to poskromić wyobraźnię inwestorów i nieco uporządkować przestrzeń urbanistyczną.
Wielkopowierzchniowe patio Life pozwoli mieszkać pięknie,
wygodnie i reprezentacyjnie
fot. Roto
Bardzo różnorodne są źródła wiedzy inwestora o budowaniu. Oprócz architekta oraz mediów jest to ktoś, kto budował, „szwagier", sąsiad, wykonawca, czasem „teść" - współfinansujący inwestycję lub podarowujący dzieciom działkę. No i fora internetowe.
W dobie bilionów gigabajtów informacji i w czasach kryzysu autorytetów, także w dziedzinie budownictwa rodzi się dylemat: skąd czerpać wiedzę i kogo słuchać. Nierzadko zdarza się więc, że głos eksperta-architekta i głos laika-teścia mają tę samą wartość, a o racji rozstrzyga nierzadko wykonawca.
Informacyjno-edukacyjna rola mediów jest tu nie do przecenienia: nigdy dość sprawdzonych informacji oraz pokazywania różnych stron i konsekwencji podejmowanych decyzji: np. prawdą jest, i wszędzie można przeczytać, że dzięki wymianie żarówek na świetlówki oszczędzamy energię, ale już nie tak powszechną informacją jest, że zawierają one rtęć i że nie wolno ich wyrzucać do odpadów komunalnych, tylko utylizować. Prawdą jest, że warto korzystać z alternatywnych źródeł energii, ale ich opłacalność i wygoda są zależne od trybu życia domowników.
Dopasować dom do trybu życia mieszkańców: okno z klamką u
dołu skrzydła
fot. Roto
Zapytana o to „jakie jest dobre okno?" architekt M. Depowska stwierdza, że „nie ma jednego okna dobrego dla wszystkich. Dobre okno to takie, które jest trwałe i estetyczne, które można rozszczelnić, które się otwiera (co daje możliwość szybkiego, intensywnego wywietrzenia pomieszczenia - bo to najekonomiczniejszy sposób wymiany powietrza w pomieszczeniach). Choćby z tego względu okna w naszej strefie klimatycznej w dalszym ciągu będą się otwierały i nie zastąpią ich nieotwieralne szklane połacie."
Ten dom dziś to wypadkowa chęci inwestora oraz opłacalności stosowania nowych technologii.
Dobre okno oznacza dla każdego coś innego, ale koniecznie
musi
mieć rozszczelnienie, np. wielostopniowy uchył
fot. Roto
Jak więc wyglądać będzie dom jutro?
Obserwując tendencje w krajach Europy Zachodniej z dużym prawdopodobieństwem upowszechniać się i tanieć będzie budownictwo niskoenergetyczne także w Polsce.
Rewolucja, przynajmniej w sferze wizualnej raczej nie nastąpi. Nietrudno odróżnić przeciętny dom sprzed kilku dekad od tego współczesnego, a więc dom jutro, podobnie jak dom wczoraj i dziś, będzie miał ściany, okna, drzwi i dach. Rozważny inwestor zbuduje go kierując się zdrowym rozsądkiem i z myślą o kosztach jego późniejszej eksploatacji. Zastosuje w przypadkach ekonomicznie uzasadnionych nawet najnowocześniejsze technologie, a zachęcony przez tzw. „Państwo" (np. korzystnym odpisem od podatku lub tańszym kredytem) sięgnie po rozwiązania pro-eko.
Zbuduje dom, który będzie mu się podobał, czyli „piękny", wygodny, bezpieczny, dopasowany przede wszystkim do własnych potrzeb i upodobań, oby także do otoczenia.
Nie będzie to, z dużym prawdopodobieństwem, dom dla trzech pokoleń i nie będzie to jeden dom na całe życie: przyszłe pokolenia zechcą zamieszkać tam, gdzie znajdą optymalne dla siebie warunki życia: gdzie podejmą pracę, skąd łatwo dojadą, gdzie lubią lub muszą często bywać (praca, rodzina, żagle czy narty).
Bezpieczny dom: drzwi otwierane przy pomocy klawiatury
szyfrowej
fot. Roto
źródło: Roto